Złość w relacjach. Jak sobie z nią radzić?
Kiedy bardzo się kochacie, a jednocześnie kłócicie. Czy miłość i złość chodzą parami?
Zacznijmy jednak od początku... Otóż są różne rodzaje złości. Dla mnie dwa podstawowe i jeden dodatkowy. Pierwszy rodzaj to złość, która tak naprawdę przykrywa inne uczucia. W głębi serca czujemy się bezradni, smutni, boimy się porzucenia, ale na zewnątrz się złościmy. Może być tak na przykład wtedy, gdy od długiego już czasu mówimy partnerowi, że chcielibyśmy spędzać z nim więcej czasu, robić wspólnie coś przyjemnego dla nas obojga, a on po raz kolejny spędza długie godziny w pracy czy na rozmowach telefonicznych. Boimy się, że zachowanie partnera oznacza, że nie darzy on nas już tak silnym uczuciem jak kiedyś, że nie jesteśmy dla niego ważni, być może nawet już nas nie kocha. Czujemy się bezsilni, bo przecież wielokrotnie poruszaliśmy już temat wspólnego spędzania czasu, ale nic się nie zmienia. Potrzebujemy bliskości, przytulenia, potwierdzenia, że jesteśmy ważni i kochani, ale dla wielu z nas okazanie takich delikatnych i wrażliwych uczuć byłoby zbyt trudne. Nauczyliśmy się w przeszłości, że okazywanie bezsilności, słabości, potrzeb naraża nas na zranienie albo na to, że sami o sobie będziemy krytycznie myśleć. Dlatego często zamiast tego złościmy się. Zaczynamy obwiniać i atakować partnera - szczegółowo rozliczamy go z wcześniejszych ustaleń, udowadniamy, że jest nie w porządku, nazywamy przykrymi słowami. Atak boli, więc nasz partner zaczyna się bronić. I złości się, bo wkraczamy na jego teren. Tu się zatrzymam, bo i tak pewnie wszyscy czytelnicy potrafią sobie wyobrazić dalszą, samo-nakręcającą się kłótnię, rosnącą złość oraz rosnący ból obojga partnerów, a jednocześnie dystans między nimi (od osoby, która atakuje, chcemy się raczej oddalić niż do niej zbliżać). To nie ma sensu. Gdy tak naprawdę jesteśmy zaniepokojeni, smutni i bezradni, ale pokazujemy złość i atakujemy, prawdopodobnie nie dostaniemy tego, co jest nam najbardziej potrzebne, czyli bliskości i ukojenia, ale raczej zniechęcimy do siebie partnera. Ten rodzaj złości, złość przykrywająca inne uczucia, nie służy naszym relacjom. Warto poszukać tego, co jest pod nią - uczuć i potrzeb - i spróbować odważyć się mówić o nich wprost. Czasami to trudne i trzeba wiele odwagi, by się zdecydować (któż by się chciał przyznać do bezsilności i strachu?), ale to jedyna droga do tego, byśmy dostali to, czego tak naprawdę potrzebujemy.
Drugi rodzaj złości to uczucie, które rodzi się w nas, gdy ktoś narusza "nasze terytorium" - złość pozwalająca nam bronić swoich granic, pomagająca chronić się, gdy ktoś nas krzywdzi albo przeciwstawić zachowaniom, które godzą w wyznawane przez nas wartości. To uczucie o ogromnym potencjale, pozwalające zmieniać rzeczywistość - walczyć o siebie i o to, co dla nas ważne. Korzystając z energii, jaką daje ten rodzaj złości, partner, który czuje się w relacji wykorzystywany, nieproporcjonalnie obciążony obowiązkami albo w jakiś sposób zniewolony ("nie wolno mi iść na piwo z kolegami", "muszę mu się tłumaczyć z każdego sms-a"), może spróbować zmienić to, co mu przeszkadza - zaproponować nowy podział obowiązków, nie zgodzić się na kolejne zadanie, które miałby wykonać, przeciwstawić się nadmiarowym oczekiwaniom partnera. Taka złość, umiejętnie wykorzystana, prowadzi do zaspokojenia naszych potrzeb. Łatwo ją poznać po efekcie, jaki wywołuje. Jeśli nasza złość pomogła nam zmobilizować się do zachowania, po którym czujemy się lepiej i nasze potrzeby są pełniej zaspokajane, to znaczy, że mamy do czynienia z tą właśnie cenną złością - pełną energii, chroniącą nas i to, co dla nas ważne.
Trzeci rodzaj złości to złość instrumentalna, czyli taka, która jest właściwie "odegrana" - nie czujemy złości, ale nauczyliśmy się, że dzięki okazywaniu jej możemy osiągnąć coś korzystnego. Stosujemy tę umiejętność, używamy złości jako "narzędzia do manipulacji innymi", ale jest w tym zawsze jakiś brak autentyczności, co w konsekwencji nie daje nam pełni satysfakcji.
Teraz, gdy wiemy już, że złość jest różna i potrafimy rozpoznać, kiedy jest to złość kryjąca pod spodem inne delikatne uczucia, kiedy zaś mamy do czynienia ze złością mogącą być naszym sojusznikiem w zdobywaniu tego, czego potrzebujemy, warto jeszcze przyjrzeć się różnego rodzaju przekonaniom na temat złości. To one, przekazywane czasami z pokolenia na pokolenie albo ukute w dzieciństwie i pielęgnowane przez długie dorosłe lata, często powstrzymują nas przed wykorzystaniem energii złości do tego, by zmienić nasze życie na lepsze.
Pierwsze przekonanie, które mi przychodzi do głowy, to takie, że nie należy się złościć. Niektórzy moi klienci bardzo mocno starają się, by tak było. Chowają złość głęboko w sobie, tak głęboko, że czasami są przekonani, że nigdy jej nie czują (choć ich otoczenie może być zupełnie innego zdania). Jednocześnie w swoim życiu cierpią na wiele różnych sposobów - zamęczają się, pozwalając dzieciom i wnukom nadmiernie wykorzystywać swój czas i siły, popadają w depresję i tracą energię do życia albo też dręczą się myśleniem o tym, jak uniknąć robienia czegoś, na co nie mają ochoty, ale jednocześnie nie odmawiać. Inni czują złość, ale dodatkowo złoszczą się na siebie za to, że się złoszczą. Tymczasem fakty są takie, że nie jesteśmy w stanie nie czuć uczuć. Uczucia to naturalna reakcja na to, co się dzieje w naszym życiu. Naturalna i pomocna, bo dzięki uczuciom wiemy, czego potrzebujemy i te potrzeby zaspokajamy. Używając dużo energii możemy je w sobie stłamsić na jakiś czas, ale prawdopodobnie i tak prędzej czy później pojawią się ponownie.
Kolejne przekonanie, które wyrażają często moi klienci, dotyczy tego, że nie należy wyrażać złości, ale jak już wiecie z poprzednich paragrafów, wyrażenie złości może czasami przybliżyć nas do zdobycia tego, czego potrzebujemy. Ja wolę więc myśleć, że warto się swojej złości przyglądać, badać ją i sprawdzać, a dopiero potem decydować, jak chcemy na nią zareagować - czy zdecydujemy się ją wyrazić, a jeśli tak to w jaki sposób, czy też zachowamy dla siebie.
Jeszcze jedno przekonanie, z którym chciałabym się zmierzyć to utożsamianie złości z agresją. Otóż nie jest prawdą, że złość to zawsze agresja. Złość to uczucie, które możemy wyrażać w różny sposób, w tym także w sposób pełen szacunku dla drugiej osoby, nie naruszający jej granic, natomiast agresja to zachowanie przekraczające granice, krzywdzące drugiego (słowem lub czynem). Przygotowanie do tego, by wyrażać złość w sposób, który druga osoba będzie w stanie przyjąć, może wymagać od nas dużo pracy, ale na pewno jest to możliwe. Taka praca to nauka komunikacji i asertywności - uczymy się, jak mówić o swojej złości, unikając jednocześnie krytykowania, oceniania, obwiniania, atakowania itp. - a także nauka samodzielnego uspokajania się po to, by sposób w jaki wyrażamy złość, nie wymknął się nam spod kontroli.
Na koniec podzielę się z państwem metaforą, która przyszła mi do głowy, gdy pisałam ten tekst. Otóż złość jest jak ogień - gdy wymknie się spod kontroli, może niszczyć i prowadzić do destrukcji, jednak gdy będziemy umiejętnie i bezpiecznie z niego korzystać, swoją energią ogrzeje nie tylko nas i nasz obiad, ale nawet cały dom. Prywatnie złość przyciąga mnie swoim urokiem - jak płomienie ogniska albo kominka, przy których mogłabym spędzić całą noc.
Daj sobie szansę
Kobiety 50+
Samotność nikomu nie służy, a miłość potrafi być lekarstwem na wszystko. Troska o drugą osobę uskrzydla. Dlatego już dziś znajdź przyjaciółkę, o którą będziesz mógł się zatroszczyć, z którą będziesz mógł spędzić przyjemnie czas. Najważniejsze to być z ukochaną osobą, ponieważ z nią będzie miło zawsze i wszędzie.
Mężczyźni 50+
Dojrzałe życie w pojedynkę może być piękne, ale staje się jeszcze piękniejsze, gdy dzielimy je z drugim człowiekiem, który każdego dnia jest obok nas. Uczucie i bliskość drugiej osoby potrafią bowiem ożywić każde serce. Dlatego już dziś znajdź mężczyznę i rozpocznij nową, udaną relację.